O tym, że ciepło ucieka przez okna czy dach wie każdy, ale jest jeszcze jedna część budynku, o której zapominamy, a to właśnie przez nią może być zimno w mieszkaniu. Koniecznie zobacz, którędy ucieka ciepło z domu i jak tanio sobie z tym poradzić.
Pamiętacie zimy, kiedy byliście dziećmi? Na zewnątrz super śnieg i górki do zjeżdżania na sankach, ale w domu? Drewniane, nieszczelne okna, wieczne przeciągi i pozwijane koce czy ręczniki leżące na parapetach. Żeberkowe kaloryfery, nierzadko zapowietrzone, pracujące na fulla, by ogrzać wszystkie pomieszczenia. W ciągu tych dwudziestu lat wiele się zmieniło, nie tylko stosujemy nowsze technologie, ale także większość z nas wie, jak uniknąć strat ciepła w budynku. W domach mamy wpływ na izolację ścian czy dachu, w blokach sprawa wygląda trochę gorzej i zostaje kombinowanie.
Ten post miał się pojawić jesienią. Przed chłodem, zimą i włączonym ogrzewaniem. Tak logicznie, prawda? Ale wtedy nie mogłabym Wam z czystym sumieniem polecić rozwiązań, z których korzystamy u siebie. Odkąd pojawiła się Lilka, troszkę inaczej to wszystko wygląda. Dlatego zwlekałam z tym wpisem, długo czekałam na porządny mróz w Krakowie i dopiero dwa tygodnie temu doczekałam się minusowych temperatur.
Choć prognoza pogody zapowiada cudną wiosnę w najbliższych dniach, jednak nocą temperatury dalej będą bliskie 0 stopni. Kaloryfery nie przestaną grzać pewnie do maja, a to oznacza jeszcze wiele tygodni suchego powietrza, katarów i kaszlu. O roślinach wolę nawet nie myśleć. Dlatego opowiem Wam troszeczkę o tym, jak sobie z ogrzewaniem radzę w naszym mieszkaniu. Choć o ciepły kaloryfer w bloku martwić się nie muszę, to suche powietrze przy utrudnionym wietrzeniu (ah ten smog...) stanowi już wyzwanie. W tym roku znalazłam rozwiązanie :)
Mieszkamy w starym bloku, ze starszymi ludźmi jako sąsiadami, którzy nie do końca rozumieją działanie głowic termostatycznych. Efekt jest taki, że od października kaloryfer włączyłam zaledwie kilkanaście razy (nie wliczam ogrzewania na potrzeby suszenia pieluszek ;-)). Ale jest pewien wyjątek - pokój Lilki, który znajduje się pomiędzy naszą sypialnią, a pokojem nastolatka (naszego sąsiada). I w tym wnętrzu jest zimno, nawet bardzo. Nocą temperatura spadała do 17 stopni, jeśli kaloryfer nie chodził na fulla. A to z kolei oznaczało wilgotność powietrza poniżej 30% i problemy z oddychaniem u dziecka. Nawilżacz wkurzał Lilkę i parę razy zalał nam podłogę. Zabudowa kaloryfera nie miała wpływu na temperaturę powietrza, sprawdziłam. Zastanowiłam się, skąd najbardziej ucieka ciepło w tym pokoju i przypomniałam sobie, że jak czasami siedzę na podłodze przy oknie, to aż mnie kości zaczynają boleć. Ewidentnie ściana za kaloryferem nie została ocieplona, jest lodowata. Kiedy wybierałam rzepy do projektu Gabinet Młodej Mamy (genialny produkt! Zrobiłam dzięki niemu lampkę flaminga, plisy w oknach, zamocowałam kilka dodatków dla Lilki), zobaczyłam ekran odbijający ciepło tesamoll do montowania za kaloryferem i postanowiłam wypróbować. I tak go sobie testuję od jesieni obserwując czy faktycznie działa ;-)
Ekran to specjalna pianka izolacyjna powleczona aluminium. Jego montaż za kaloryferem jest bajecznie prosty - docinamy nożyczkami na wymiar grzejnika (mi zależało na pokryciu jak największej powierzchni problematycznej ściany, dlatego tego nie zrobiłam) i wsuwamy za kaloryfer. Absolutnie nie przyklejamy maty, sprzyjałoby to powstawaniu pleśni.
Przy zabudowie ekran jest właściwie niewidoczny.
Ok, ale czy to faktycznie działa?
Tak - ale jak bardzo przekłada się na oszczędność na ogrzewaniu, to już zależy od temperatury na zewnątrz.
Ekran odbijający ciepło daje świetny efekt, jeśli temperatury na zewnątrz są bliskie 0°C. Wówczas fajnie izoluje ścianę, a kaloryfer wystarczy ustawić na minimalne grzanie. Zanim zamontowałam ekran, musiałam odkręcać głowicę na 3 lub 4, po montażu maksymalnie jest to 2. Przy tak samo ustawionym grzejniku zaobserwowałam ocieplenie pokoju aż o 3°C!
Przy -17°C na zewnątrz w pokoju było bardzo zimno. Tak zimno, że Lilkę przeniosłam gdzie indziej (dobrze, że mamy małe łóżeczko na kółkach). Bez ekranu ok. 15°C w części przy oknie, z nim 2-3 stopnie cieplej. Kaloryfer i tak musiał być odkręcony, powietrze było suche. Ale przy tak niskiej temperaturze raczej nic by nie spowodowało, że pokój magicznie się ocieplił ;-)
Taka izolacja poprawia warunki w pokoju, ale nie możecie się nastawić, że zadziała jak dodatkowy grzejnik. W bardzo mroźny dzień dalej konieczne będzie ustawienie kaloryfera na full. Odczuwalny wzrost temperatury dzięki zastosowaniu ekranu będzie tylko przy cieplejszych dniach, gdy na zewnątrz jest ok. 0°C.
Czy warto kupić ekran odbijający ciepło?
Zdecydowanie warto, ale nie z myślą o srogiej zimie, a właśnie o jesieni i wiośnie, kiedy tylko nocą robi się zimno. Dzięki izolacji ściany i odbiciu ciepła, niepotrzebne jest odkręcanie grzejnika wieczorem, powietrze jest wilgotniejsze, a rośliny i nasze błony śluzowe mają się lepiej.
Myślę że taki wydatek (40 zł) zwróci się już po 1 sezonie grzewczym i warto kupić ekran do pomieszczeń, w których ocieplenie ścian jest gorsze.
W pokoju Lilki ten koniec zimy wygląda tak - grzejnik odkręcony na 1-2 cały czas, nawilżacz powietrza uruchamiany raz na 3 dni (utrzymują wilgotność powyżej 50%) i oczyszczacz powietrza włączony, gdy PM 2.5 przekracza 20 μm.
Pozdrawiam,
Kaja
Pamiętacie zimy, kiedy byliście dziećmi? Na zewnątrz super śnieg i górki do zjeżdżania na sankach, ale w domu? Drewniane, nieszczelne okna, wieczne przeciągi i pozwijane koce czy ręczniki leżące na parapetach. Żeberkowe kaloryfery, nierzadko zapowietrzone, pracujące na fulla, by ogrzać wszystkie pomieszczenia. W ciągu tych dwudziestu lat wiele się zmieniło, nie tylko stosujemy nowsze technologie, ale także większość z nas wie, jak uniknąć strat ciepła w budynku. W domach mamy wpływ na izolację ścian czy dachu, w blokach sprawa wygląda trochę gorzej i zostaje kombinowanie.
Ten post miał się pojawić jesienią. Przed chłodem, zimą i włączonym ogrzewaniem. Tak logicznie, prawda? Ale wtedy nie mogłabym Wam z czystym sumieniem polecić rozwiązań, z których korzystamy u siebie. Odkąd pojawiła się Lilka, troszkę inaczej to wszystko wygląda. Dlatego zwlekałam z tym wpisem, długo czekałam na porządny mróz w Krakowie i dopiero dwa tygodnie temu doczekałam się minusowych temperatur.
Choć prognoza pogody zapowiada cudną wiosnę w najbliższych dniach, jednak nocą temperatury dalej będą bliskie 0 stopni. Kaloryfery nie przestaną grzać pewnie do maja, a to oznacza jeszcze wiele tygodni suchego powietrza, katarów i kaszlu. O roślinach wolę nawet nie myśleć. Dlatego opowiem Wam troszeczkę o tym, jak sobie z ogrzewaniem radzę w naszym mieszkaniu. Choć o ciepły kaloryfer w bloku martwić się nie muszę, to suche powietrze przy utrudnionym wietrzeniu (ah ten smog...) stanowi już wyzwanie. W tym roku znalazłam rozwiązanie :)
Mieszkamy w starym bloku, ze starszymi ludźmi jako sąsiadami, którzy nie do końca rozumieją działanie głowic termostatycznych. Efekt jest taki, że od października kaloryfer włączyłam zaledwie kilkanaście razy (nie wliczam ogrzewania na potrzeby suszenia pieluszek ;-)). Ale jest pewien wyjątek - pokój Lilki, który znajduje się pomiędzy naszą sypialnią, a pokojem nastolatka (naszego sąsiada). I w tym wnętrzu jest zimno, nawet bardzo. Nocą temperatura spadała do 17 stopni, jeśli kaloryfer nie chodził na fulla. A to z kolei oznaczało wilgotność powietrza poniżej 30% i problemy z oddychaniem u dziecka. Nawilżacz wkurzał Lilkę i parę razy zalał nam podłogę. Zabudowa kaloryfera nie miała wpływu na temperaturę powietrza, sprawdziłam. Zastanowiłam się, skąd najbardziej ucieka ciepło w tym pokoju i przypomniałam sobie, że jak czasami siedzę na podłodze przy oknie, to aż mnie kości zaczynają boleć. Ewidentnie ściana za kaloryferem nie została ocieplona, jest lodowata. Kiedy wybierałam rzepy do projektu Gabinet Młodej Mamy (genialny produkt! Zrobiłam dzięki niemu lampkę flaminga, plisy w oknach, zamocowałam kilka dodatków dla Lilki), zobaczyłam ekran odbijający ciepło tesamoll do montowania za kaloryferem i postanowiłam wypróbować. I tak go sobie testuję od jesieni obserwując czy faktycznie działa ;-)
Ekran to specjalna pianka izolacyjna powleczona aluminium. Jego montaż za kaloryferem jest bajecznie prosty - docinamy nożyczkami na wymiar grzejnika (mi zależało na pokryciu jak największej powierzchni problematycznej ściany, dlatego tego nie zrobiłam) i wsuwamy za kaloryfer. Absolutnie nie przyklejamy maty, sprzyjałoby to powstawaniu pleśni.
Czy widzicie, jak krzywy jest ten pokój... |
Przy zabudowie ekran jest właściwie niewidoczny.
Ok, ale czy to faktycznie działa?
Tak - ale jak bardzo przekłada się na oszczędność na ogrzewaniu, to już zależy od temperatury na zewnątrz.
Ekran odbijający ciepło daje świetny efekt, jeśli temperatury na zewnątrz są bliskie 0°C. Wówczas fajnie izoluje ścianę, a kaloryfer wystarczy ustawić na minimalne grzanie. Zanim zamontowałam ekran, musiałam odkręcać głowicę na 3 lub 4, po montażu maksymalnie jest to 2. Przy tak samo ustawionym grzejniku zaobserwowałam ocieplenie pokoju aż o 3°C!
Przy -17°C na zewnątrz w pokoju było bardzo zimno. Tak zimno, że Lilkę przeniosłam gdzie indziej (dobrze, że mamy małe łóżeczko na kółkach). Bez ekranu ok. 15°C w części przy oknie, z nim 2-3 stopnie cieplej. Kaloryfer i tak musiał być odkręcony, powietrze było suche. Ale przy tak niskiej temperaturze raczej nic by nie spowodowało, że pokój magicznie się ocieplił ;-)
Taka izolacja poprawia warunki w pokoju, ale nie możecie się nastawić, że zadziała jak dodatkowy grzejnik. W bardzo mroźny dzień dalej konieczne będzie ustawienie kaloryfera na full. Odczuwalny wzrost temperatury dzięki zastosowaniu ekranu będzie tylko przy cieplejszych dniach, gdy na zewnątrz jest ok. 0°C.
Czy warto kupić ekran odbijający ciepło?
Zdecydowanie warto, ale nie z myślą o srogiej zimie, a właśnie o jesieni i wiośnie, kiedy tylko nocą robi się zimno. Dzięki izolacji ściany i odbiciu ciepła, niepotrzebne jest odkręcanie grzejnika wieczorem, powietrze jest wilgotniejsze, a rośliny i nasze błony śluzowe mają się lepiej.
Myślę że taki wydatek (40 zł) zwróci się już po 1 sezonie grzewczym i warto kupić ekran do pomieszczeń, w których ocieplenie ścian jest gorsze.
W pokoju Lilki ten koniec zimy wygląda tak - grzejnik odkręcony na 1-2 cały czas, nawilżacz powietrza uruchamiany raz na 3 dni (utrzymują wilgotność powyżej 50%) i oczyszczacz powietrza włączony, gdy PM 2.5 przekracza 20 μm.
Pozdrawiam,
Kaja
Taki efekt da też zwykła folia aluminiową za kaloryferem. Taniej a sprawdzone przez moich rodziców i kilkoro znajomych
OdpowiedzUsuńOdbijania ciepła, pewnie tak, ale czy zaizoluje ścianę? Dla mnie istotny jest efekt wizualny, a przy folii aluminiowej nie wyglądałoby to zbyt ciekawie. Ciężko byłoby ją równo zamocować i pytanie, jak ją utrzymać w odpowiednim miejscu ;-) Choć zwykle wybieram tańsze rozwiązania, to w tym wypadku wygrywa wygoda i efekt - zdecydowanie są warte 40 zł.
Usuń